Zanim się obejrzałam, a byłyśmy już pod domem One Direction. Trochę się peniałam. Vanessa zadzwoniła do drzwi. Otworzył Louis.
-O Vanessa !-powiedział. Nagle spojrzał się na mnie-I ty... O nie.
-Ciebie też miło widzieć-powiedziałam z sarkazmem.
-Przyszłyśmy wam oddać kasę. Ile od was pożyczyli ?-spytała Vanessa.
Otworzyłam Frugo i zaczęłam pić.
-Trzysta tysięcy-odpowiedział Louis.
Zaczęłam się dusić.
-Ile ?! Na co ?!-Van była "lekko" zdenerwowana.
-Myślisz, że ja wiem ?
-Ale...
-Dobra super. Chłopaki oddadzą wam kasę kiedyś tam przy okazji, a teraz lecimy. Trzym się-powiedziałam szybko.
-A nie wejdziecie ?
Modliłam się, by Van powiedziała nie, bo po prostu nie chciałam patrzeć na Niall'a.
-W sumie to na chwilę możemy wejść-powiedziała.
Ahh te moje szczęście...
-Czyli nie mam nic do gadania, prawda ?-spytałam.
-Znasz odpowiedź.
Weszłyśmy do środka. Harry leżał jak żaba na liściu na kanapie, a reszty nie było. Na szczęście. Harry się ruszył i usiadłyśmy na kanapie. Od razu Van z Harry'm zaczęli rozmawiać, Louis wyciągnął komórkę i zaczął z kimś gadać, a ja jak ten czop siedziałam i wcinałam krakersy, które były na stole. Nagle wszedł Niall. Spojrzał się na mnie i od razu odwrócił wzrok. Vanessa powiedziała do niego "Hej", a on po prostu poszedł przed siebie do kuchni, która była połączona z salonem i usiadł na krześle. Nie odezwał się ani słowem. Teraz dopiero miałam wyrzuty sumienia. Przypomniałam Van, że musimy iść do jej cioci jeszcze i wyszłyśmy.
-Mam wyrzuty sumienia...-powiedziałam.
-Dlaczego ?
-Może dlatego, że wylałam tłuszcz z patelni na Niall'a i jeszcze odkręciłam nie ten kurek i nawet się z nim wtedy nie pożegnałam. O teraz też. Teraz to się nawet nie przywitałam.
-Ehhh...Ogarnij się i chodź po Lily.
-Łatwo ci mówić. Czekaj. Czy to przypadkiem nie Jacek ?
Zauważyłam Jacka, który rozmawiał z jakimś gościem w kapturze. Bluza wydawała mi się dość znajoma... Twarzy nie widziałam.
-Ej Van ? Błagam idź sama do cioci.
-Co ?! Nie. Czy ty nie widzisz, że mam duży bebzun i jestem w ciąży ?!
-Błagam cię. Odpłacę ci to jakoś.
-Ta już to widzę.
-Czyli idziesz sama ? Super.
-Ale...
-Jacek !-krzyknęłam i do niego podbiegłam.
Gość, który koło niego stał odwrócił się i zaczął szybko iść.
-Kto to był ?-spytałam.
-Kolega z siłowni.
Widziałam, że coś ukrywa, ale nie miałam ochoty się kłócić. Chwilę z Jackiem pospacerowaliśmy i wróciliśmy do domu. Było jakoś tak... Cicho ?
-Nath, co ci ? -spytałam, bo wydawał się jakiś nie taki.
-Nic-odpowiedział.
-Van już jest ?
-Tak.
-No co się stało ?
-Jajco.
-Pff. Pokłóciłeś się z Van i mam was pogodzić, prawda ?
-Tak. Znaczy nie.
-Czyli w końcu tak czy nie ?
-Tak, pokłóciliśmy się. Nie, nie gódź nas, bo będzie jeszcze gorzej.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Najgorszy roz. >.< Cz. 2 będzie nie wiem kiedy >.<
-O Vanessa !-powiedział. Nagle spojrzał się na mnie-I ty... O nie.
-Ciebie też miło widzieć-powiedziałam z sarkazmem.
-Przyszłyśmy wam oddać kasę. Ile od was pożyczyli ?-spytała Vanessa.
Otworzyłam Frugo i zaczęłam pić.
-Trzysta tysięcy-odpowiedział Louis.
Zaczęłam się dusić.
-Ile ?! Na co ?!-Van była "lekko" zdenerwowana.
-Myślisz, że ja wiem ?
-Ale...
-Dobra super. Chłopaki oddadzą wam kasę kiedyś tam przy okazji, a teraz lecimy. Trzym się-powiedziałam szybko.
-A nie wejdziecie ?
Modliłam się, by Van powiedziała nie, bo po prostu nie chciałam patrzeć na Niall'a.
-W sumie to na chwilę możemy wejść-powiedziała.
Ahh te moje szczęście...
-Czyli nie mam nic do gadania, prawda ?-spytałam.
-Znasz odpowiedź.
Weszłyśmy do środka. Harry leżał jak żaba na liściu na kanapie, a reszty nie było. Na szczęście. Harry się ruszył i usiadłyśmy na kanapie. Od razu Van z Harry'm zaczęli rozmawiać, Louis wyciągnął komórkę i zaczął z kimś gadać, a ja jak ten czop siedziałam i wcinałam krakersy, które były na stole. Nagle wszedł Niall. Spojrzał się na mnie i od razu odwrócił wzrok. Vanessa powiedziała do niego "Hej", a on po prostu poszedł przed siebie do kuchni, która była połączona z salonem i usiadł na krześle. Nie odezwał się ani słowem. Teraz dopiero miałam wyrzuty sumienia. Przypomniałam Van, że musimy iść do jej cioci jeszcze i wyszłyśmy.
-Mam wyrzuty sumienia...-powiedziałam.
-Dlaczego ?
-Może dlatego, że wylałam tłuszcz z patelni na Niall'a i jeszcze odkręciłam nie ten kurek i nawet się z nim wtedy nie pożegnałam. O teraz też. Teraz to się nawet nie przywitałam.
-Ehhh...Ogarnij się i chodź po Lily.
-Łatwo ci mówić. Czekaj. Czy to przypadkiem nie Jacek ?
Zauważyłam Jacka, który rozmawiał z jakimś gościem w kapturze. Bluza wydawała mi się dość znajoma... Twarzy nie widziałam.
-Ej Van ? Błagam idź sama do cioci.
-Co ?! Nie. Czy ty nie widzisz, że mam duży bebzun i jestem w ciąży ?!
-Błagam cię. Odpłacę ci to jakoś.
-Ta już to widzę.
-Czyli idziesz sama ? Super.
-Ale...
-Jacek !-krzyknęłam i do niego podbiegłam.
Gość, który koło niego stał odwrócił się i zaczął szybko iść.
-Kto to był ?-spytałam.
-Kolega z siłowni.
Widziałam, że coś ukrywa, ale nie miałam ochoty się kłócić. Chwilę z Jackiem pospacerowaliśmy i wróciliśmy do domu. Było jakoś tak... Cicho ?
-Nath, co ci ? -spytałam, bo wydawał się jakiś nie taki.
-Nic-odpowiedział.
-Van już jest ?
-Tak.
-No co się stało ?
-Jajco.
-Pff. Pokłóciłeś się z Van i mam was pogodzić, prawda ?
-Tak. Znaczy nie.
-Czyli w końcu tak czy nie ?
-Tak, pokłóciliśmy się. Nie, nie gódź nas, bo będzie jeszcze gorzej.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Najgorszy roz. >.< Cz. 2 będzie nie wiem kiedy >.<
-Trzysta tysięcy-odpowiedział Louis.
OdpowiedzUsuńZaczęłam się dusić.
-Ile ?! Na co ?!-Van była "lekko" zdenerwowana.
-Myślisz, że ja wiem ?
-Ale...
-Dobra super. Chłopaki oddadzą wam kasę kiedyś tam przy okazji, a teraz lecimy. Trzym się-powiedziałam szybko. ----- TO PO JAKĄ CHOLERĘ ONE TAM SZŁY, JAK IM KASY NIE ODDAŁY. I 1D MAJĄ TYLE, A ONI NIE. NA CO IM TO BYŁO ?! JA CHCĘ WIEDZIEĆ. !!
wcinałam krakersy, które były na stole. --- To Niall musiał tam wcześniej siedzieć...
-Pff. Pokłóciłeś się z Van i mam was pogodzić, prawda ?
-Tak. Znaczy nie.
-Czyli w końcu tak czy nie ?
-Tak, pokłóciliśmy się. Nie, nie gódź nas, bo będzie jeszcze gorzej. --- Oooo nie. CO ZNOWU ?! POWIE MI KTOŚ CO ZNOWU NAROBIŁ..O SIĘ ?!
ZABIJE. PISZ NASTĘPNY. NIE MAM ZAMIARU CZEKAĆ NA KOLEJNĄ CZĘŚĆ DRUGI MIESIĄC. TYLE LUZU JUŻ CI NIE DAM.
AMEN.
MARTHA. BEZ ♥ BO JESTEM ZŁA.
I NATH.
POKŁÓCONY .